Wellmania

Uważność na siebie

Rok później mieszkam w Londynie, tuż za rogiem ulicy, gdzie wybuchły bomby. Pracuję w CNN jako publicystka, co do dziś pozostaje jedną z najlepszych posad w moim życiu. Zanurzam się w drogim, perfumowanym, wychuchanym, eleganckim segmencie branży wellness, w którym płacisz ludziom, żeby Cię ­dotykali. Moje zadanie polega na recenzowaniu dziennych ośrodków spa. Razem z dwiema koleżankami pracujemy nad niewielką stroną internetową poświęconą zdrowiu i wellness. Spotykamy się na zebraniach redakcji i omawiamy nasze pomysły.
– Och, chyba powinnyśmy się zająć weganiz­mem. Teraz wszyscy celebryci są weganami, jak Stella McCartney.
– Och, świetnie! Powinnaś zostać weganką na tydzień. Moje wegańskie piekło albo jakieś gówno w tym stylu. Co jeszcze mamy?
– Szyte na miarę salony barberskie dla mężczyzn, gdzie podaje się Veuve i mają podgrzewane ręczniki.
– Och, fantastycznie!
– W Mayfair jest takie spa, gdzie robią maski na twarz z ptasich kup. Okazuje się, że fosfor z tego gówna świetnie działa na skórę!
– Uwielbiam! I jest też ten pięciogodzinny zabieg ze złotymi liśćmi w Mandarin Oriental w Knightsbridge. Owijają Cię liściem z prawdziwego złota, a potem polewają wodą w prywatnej saunie.
– Wydaje mi się, że tam jest ten gość od refleksologii. Ten, który zajmował się kiedyś księżną Dianą.
– I stopami Mandeli.
I tak dalej. Wszystkie spa otwierają przed nami swoje podwoje – i kończyna po kończynie codziennie jesteśmy głaskane przez najlepszych w Londynie.
Moje współlokatorki mają poważne posady w gazetach: w dziale zagranicznym „The Telegraph”, w dziale biznesowym „Timesa”. Są blade z braku słońca, ich szyje i ramiona bolą od siedzenia w przygarbieniu przed komputerami w świetle jarzeniówek. Gdy wracają z pracy do domu, wykończone, ja kładę się na kanapie, lśniąca i zroszona, senna i śliska od tych wszystkich zabiegów, olejków i kremów, którymi mnie wysmarowano. Terapeuci zalecają, żeby nie brać prysznica po zabiegach, aby balsamy mogły się wchłonąć. Jestem taka nawilżona, że nie mogę niczego chwycić. Z trudem otwieram drzwi. Ale zawsze pachnę drogo – jak portfel pełen kwiatów. Moim głównym problemem w życiu jest to, że mój szkielet może się rozpuścić od zbyt wielu masaży.
Potem, pewnego tygodnia, podczas naszych regularnych spotkań w Soho House („Kto na ochotnika na zabieg na twarz z ziarnami kawy? Musimy też napisać o Holborn Musical Massage”) pojawia się temat medytacji. Medytacja… a co to? Jakaś staroświecka rzecz praktykowana przez Beatlesów w Indiach i bogatych hipisów w Hampstead? Ale kto to dziś robi? Kto ma czas czy cierpliwość – zwłaszcza w tej chwili, gdy internet i ten cały Facebook nagle są wszędzie i zabierają wszystkim każdą chwilę?
Uważność wchodzi do mainstreamu jakieś siedem lat później, w 2014 roku. To odrodzenie spowodowane jest częściowo przez sam internet, który rozszczepia i rozbija koncentrację na drobne. Lecz w 2007 roku medytacja nadal jest czymś tajemniczym, a nawet trochę pierdołowatym, kojarzy się z kadzidełkami i brzydkimi ciuchami z konopi.
 


Wydawca wysyła mnie do Londyńskiego Ośrodka Buddyjskiego w Bethnal Green, żebym dowiedziała się więcej. Może medytacja jest właśnie tym, czego brakowało, gdy byłam w New Norcia. Może da mi umiejętności potrzebne, abym mogła się zatrzymać, wejrzeć w głąb siebie i odnaleźć spokój w uporządkowany, ­celowy sposób. Widzicie, pomimo swojej świetnej posady, nawilżonej skóry i rozluźnionych mięśni, nadal dręczy mnie pewien głód. Głód duchowego rodzaju. Nigdy tak naprawdę nie zniknął. Wyobrażam go sobie jako coś zanurzonego (jak ja w poprzednim tygodniu w ujędrniającej skórę kąpieli z bąbelkami i płatkami róż w Jurlique w Chiswick).
Podczas angielskiego lata spędziłam tydzień w klasztorze w Walii, a w pewne samotne Boże Narodzenie w ciągu pierwszych miesięcy mojego pobytu w Londynie zajrzałam do kościoła w Bloomsbury, gdy po drodze usłyszałam fragment hymnu. W zimnej ławie kościelnej z tyłu płakałam cicho z powodów, których nie rozumiałam. Czegoś mi brakowało.
Po pracy, pewnego czwartkowe...

Pozostałe 80% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI